Dzikie pływanie w Portugalii

Po pływaniu jestem głęboko zrelaksowany, mam więcej cierpliwości i – mam nadzieję – mogę dać bliskim więcej siebie. Dodatkowo, dzikie pływanie dla mnie i dla mojej rodziny to świetna wymówka do poszukiwania przygody. Bardzo lubimy odkrywać nowe miejsca, zachłysnąć się widokami i zjeść kanapkę pod gołym niebem. Poznajcie Piotra Zielewskiego, który odkrył pasję do pływania, a teraz dzieli się nią z nami, zachęcając do odwiedzenia dzikiej Portugalii.
Dzikie pływanie w Portugalii
Dzikie pływanie to coś więcej niż pływanie… Jak to się zaczęło u Ciebie?
Zawsze byłem przyciągany przez naturę. Kiedy byłem dzieckiem, wspinałem się po drzewach i cały dzień brudziłem ubrania kurzem „z dworu”. Kiedy byłem trochę większym dzieckiem, jeździłem na rowerze wszędzie, gdzie tylko mogłem – im dalej od miasta, tym lepiej. Kiedy dorastałem w Łodzi, Las Łagiewnicki był moim miejscem zen. Później, kiedy musiałem znaleźć pracę, zająłem się fotografią i to wtedy zaciekawili mnie wspinacze – fotografia była dla mnie wymówką, żeby spróbować różnych rzeczy.
I tak sam zacząłem się wspinać. Wolność, którą natura oferuje, zawsze mnie pociągała. Teraz, w wieku 41 lat, mieszkam w centralnej Portugalii. Jest tu sporo miejsc, w których można doświadczyć bliskości natury – bez bram i płotów. Po kilku latach odkrywania tej części Europy uświadomiłem sobie, jak dużo jest tu wody – niezliczone strumienie spływają z gór prosto do Oceanu Atlantyckiego.
Mimo że to południowa Europa, woda jest jednak zimna, a ja zawsze unikałem zimnej wody. Dodatkowo, jako że nigdy nie byłem pływakiem i zawsze myślałem, że pływanie jest zarezerwowane dla atletów – ludzi, którzy biją rekordy lub takich, którzy się spieszą – postrzegałem tę formę aktywności jedynie jako wakacyjny dodatek do lata.
W jeziorach temperatura jest być może komfortowa, ale tylko w lipcu i sierpniu. Poza tymi miesiącami zbyt zimna, żeby o niej myśleć. Ocean Atlantycki też zimny, a dodatkowo wysokie fale i od marca do października wieje silny, zimny wiatr – głównie z północy. Nie widziałem zatem sensu angażowania się w sporty wodne.


To się zmieniło dzięki mojej 3-letniej córce. Obiecałem, że zabiorę ją w dniu jej urodzin, we wrześniu do otwartego basenu. W rejonie, gdzie mieszkam, baseny publiczne są popularne, jak można by się tego spodziewać, szczególnie latem, ale akurat w dniu jej urodzin, czyli 13 września basen był zamknięty. Rozporządzenie mówi jasno: sezon na pływanie pod gołym niebem za rok, ale obietnica była obietnicą. Pojechaliśmy więc do najbliższego miejsca, gdzie myślałem, że da się wejść do wody.
To był naturalny basen w górach, który jest napełniany na kilka miesięcy w roku górską wodą. Piękne miejsce, ale woda jest lodowata!
Kiedy przyjechaliśmy, basen był jeszcze pełny. Przebrałem się z córką i weszliśmy. Oczywiście ona chciała zanurzyć się głębiej, a później jeszcze głębiej. Zmusiłem się więc, żeby wejść do szyi. To był mój pierwszy raz w wodzie znacznie zimniejszej niż ta, do której kiedykolwiek zdecydowałbym się wejść. Szybko po wyjściu zorientowałem się, jak to doświadczenie było dobre dla mojego ciała i ducha. Nigdy w życiu nie doświadczyłem silniejszego zastrzyku endorfin!
Oczywiście od tej pory zacząłem eksperymentować. Jeszcze w tym samym roku wszedłem do Oceanu Atlantyckiego i zaznałem jego mocy. Poczułem się mały i nieznaczący, zupełnie jak w wysokich górach. Być może pływanie, bycie w wodzie jest czymś więcej niż dodatkiem do lata… Pomyślałem, że to okazja do bycia blisko natury.
Początki przygody z naturą
Dlaczego Portugalia i gdzie w Portugalii?
Mieszkam na wsi, niedaleko miasta Coimbra. Nigdy wcześniej nie mieszkałem na wsi, zawsze w mieście. Fakt, że tu żyję, chyba świadczy o tym, że natura wygrała i udało jej się mnie przyciągnąć – w końcu. Przez długi czas chciałem mieszkać w południowej Europie – od czasu, kiedy pojechałem pierwszy raz na projekt fotograficzny do Katalonii, gdzie fotografowałem wspinaczy, spałem w namiocie albo w samochodzie w tak zwanym krzonie (czyli pośród krzaków).
To było zanim pojawił się smartfon, zanim Instagram spopularyzował VanLife. To był mój pierwszy raz na południu i od tego czasu nie mogłem przestać myśleć o spróbowaniu życia w tym klimacie. Tu, gdzie mieszkam, mam wszystko, co najbardziej lubiłem jako dziecko. Góry, strumienie, lasy – to brzmi jak piosenka harcerza – oraz fajni ludzie, którzy cenią sobie wspólnotę.
Coś, co kapitalizm w wielkich miastach przyćmił i zastąpił indywidualizmem.


Przewodnik, który zaprasza do prawdziwej przygody
Twój projekt explorexchange.org nie jest zwykłym przewodnikiem turystycznym, tylko… No właśnie, czym jest?
Mimo że w artykułach kieruję ludzi do konkretnych punktów na mapie, moim głównym celem jest zachęcenie czytelników do przygody.
Jeśli dzisiaj spróbujesz znaleźć informację w internecie na temat podróży, przygody albo stylu życia pod gołym niebem, to trafisz na niezliczone teksty pełne banałów. Oklepane miejsca, oklepane punkty widzenia... Przez to, że w internecie pisze się głównie pod wyszukiwarkę internetową, wszystko, co znajdziesz, będzie nudne i bez życia.
Tworząc exploreXchange, wyszedłem z założenia, że aby efektywnie przekazać pasję do natury, trzeba pisać dla czytelnika. Projekt jest w stu procentach utrzymywany przez czytelników, którzy mają okazje należeć do społeczności ludzi o podobnym podejściu do przygody. Nie dbam o to, co czytelnik kupił w internecie w ciągu ostatnich trzydziestu dni. Nie dbam o to, co polubił w portalu społecznościowym.
Dzięki temu nie wyświetlam reklam, mam swobodę pisania z dbałością o osobę po drugiej stronie monitora. Pisząc, staram się zapraszać także do zrównoważonego odkrywania natury – w taki sposób, żeby nie wpływać negatywnie na środowisko naturalne, a więc bez tłumów, bez kiczu w sklepach z pamiątkami, bez banałów.
Chciałbym też pokazać, że życie blisko natury nie znaczy, że czytelnik musi zrezygnować z dobrodziejstw XXI wieku. Życie blisko natury wymaga jedynie zrozumienia, że to właśnie my jesteśmy naturą; że jesteśmy powiązani. Dzikie pływanie, na którym teraz się skupiam, to świetny sposób, aby przypomnieć sobie o tej więzi.


Pływanie, czyli medytacja w ruchu
Co daje pływanie Tobie i Twoim bliskim?
Wspomniałem wcześniej, że przez większość mojego życia myślałem, że pływanie jest dla atletów, ale wyobraź sobie, że w wieku prawie czterdziestu lat nauczyłem się, że można pływać we własnym tempie i daleko. To była rewelacja!
Dla mnie to jak medytacja w ruchu. Oczyszcza mój umysł. Stres i pośpiech zdejmuje z ubraniem. Przenoszę się do teraźniejszości. Dla moich bliskich to chwila wytchnienia podobnie jak dla mnie – kiedy zniknę na trochę i przestanę się dzielić swoimi opiniami.
A tak poważnie, po pływaniu jestem głęboko zrelaksowany, mam więcej cierpliwości i – mam nadzieje – mogę dać bliskim więcej siebie. Dodatkowo, dzikie pływanie dla mnie i dla mojej rodziny to świetna wymówka do poszukiwania przygody.
Bardzo lubimy odkrywać nowe miejsca, zachłysnąć się widokami i zjeść kanapkę pod gołym niebem.
---
Rozmawiał: Maciej Mazerant / Redaktor prowadzący AQUA SPEED magazyn
Zdjęcia: Piotr Zielewski / explorexchange.org
Polecane

Spodenki pływackie Aqua Speed Jammer Long 02 - niebieskie

Szybkoschnący ręcznik z mikrofibry DRY SOFT 11 50x100 - zielony

Lustrzane okulary pływackie Aqua Speed Vortex Mirror + Etui 51 - białe

Wielofunkcyjny plecak pływacki Maxpack 07 42L - czarny
