Wpław na Gotlandię, marzenie do spełnienia!

2024-04-08
Wpław na Gotlandię, marzenie do spełnienia!

Marzenia się nie spełniają...marzenia się spełnia! Bardzo ważnym elementem budowania dobrostanu są marzenia. Inspirują w podejmowaniu wyzwań i dążeniu do osiągnięcia stawianych sobie celów. Trzeba jednak pamiętać, że same marzenia nie wystarczą. Potrzebne są jeszcze zaangażowanie, praca, determinacja i ludzie, którzy znajdą się wokół nas. Wojtka Kostrzewę, Ewę Borys, Grześka Bednarczyka i Aśkę Janicką połączyło marzenie dopłynięcia "Wpław na Gotlandię". Wspólnie tworzą wspaniały kawałek historii swojego życia.

Pływanie to sport dla indywidualistów…

Czy łatwo zatem stworzyć projekt sztafety – i to ekstremalnej?

Aśka: Jak w każdym zespole, kluczowi są ludzie, a w mojej opinii pływanie długodystansowe łączy ludzi o podobnym profilu psychologicznym. Ten sport w Polsce uprawia jeszcze niewielka grupa. Lepiej lub bardziej, ale wszyscy się znamy. Dlatego nie było trudno zebrać się małą grupką i ustalić, że mamy podobne marzenia.

Wojtek: Z mojej perspektywy dużo łatwiej stworzyć projekt sztafety pływackiej, niż próbować startu indywidualnie. Wszystkie prace związane z organizacją tego przedsięwzięcia – a jest ich bardzo dużo – można przenieść na kilku zawodników. Moim zdaniem na drużynie spoczywa również większa presja, aby odpowiednio przygotować się do tego przedsięwzięcia i podjąć próbę. Ze znalezieniem chętnych też nie mieliśmy żadnych problemów, bo ludzi chcących podjąć się podobnych wyzwań nie brakuje.

Grzesiek: To pytanie przede wszystkim do sprawców całego zamieszania – Aśki i Wojtka. [uśmiech] W moim przypadku zdecydowaną większość treningów wykonuję sam, dlatego możliwość pływania w grupie jest jedną z najprzyjemniejszych form spędzania czasu. Rzadko zdarza mi się odmówić propozycji wspólnego pływania. Namówienie mnie na tę sztafetę nie było zatem trudnym zadaniem.

Ewa: Stworzenie tej sztafety to autorskie dzieło Asi i Wojtka. Myślę, że pomysł powstał dzięki ich marzeniom, determinacji i odwadze w realizacji planów. Nasza grupa to zlepek różnych charakterów i osobowości, ale wszyscy dążymy do jednego celu. I chociaż każdy z nas realizuje po drodze różne starty indywidualne, np. szybkie ściganie na Mistrzostwach Polski Masters czy Otyliada, to cel na najbliższy rok mamy spójny – sztafeta „Wpław na Gotlandię”. Kluczem do sukcesu przy takim wyzwaniu jest współpraca między nami i tego się właśnie uczymy – część treningów pływamy razem, aby lepiej poznać się nawzajem.

Praca zawodowa a treningi pływackie

Czym zajmujecie się na co dzień? Jak łączycie pracę zawodową z treningami?

Aśka: Moim pierwszym zawodem było ratownictwo medyczne. Od ponad 15 lat dyżuruję w ambulansach i szkolę w tym zakresie zarówno lekarzy, pielęgniarki, jak i osoby niebędące medykami. Potem doszła trenerka i fizjoterapia. Trening w wodzie, tym bardziej ten dłuższy, to idealna odskocznia od chorób i tragedii ludzkich. Taka moja własna terapia psychologiczna.

Ewa: Na co dzień pracuję jako główna księgowa w zespole szkół w Warszawie. Połączenie pracy i treningów nie jest proste, co nie oznacza, że niemożliwe. Z reguły pływam o 6 lub 7 rano – później mam czas na pracę zawodową i dla rodziny. Poza tym odbieram aktywność fizyczną jako czas wyłącznie dla mnie, kiedy odpoczywam od pracy, łapię oddech. I ten czas jest mi bardzo potrzebny.

Wojtek: Jestem projektantem akustyki i elektroakustyki. Jak to w projektach – czasami są dni, na które trzeba poświęcić więcej czasu, zostając dłużej w pracy. Moim zdaniem pływanie długodystansowe nie wymaga tak dużego nakładu czasu, jak np. triathlon. Codzienny trening 1–1,5 godz. plus dłuższe rozpływania weekendowe, a dodatkowo trening siłowy raz w tygodniu powinny w zupełności wystarczyć. Nie mam zatem bardzo dużych problemów z łączeniem wszystkich swoich obowiązków.

Grzesiek: Na co dzień pracuję w jednej z krakowskich korporacji i zajmuję się szeroko pojętymi finansami. Pogodzenie pracy z treningami staje się w miarę upływu czasu coraz łatwiejsze. Oczywiście wymaga to trochę poświęceń i samodyscypliny, ale jest wykonalne dla większości osób. Przede wszystkim treningi staram się zrealizować przed pracą, co wiążę z dość wczesnymi pobudkami, ale dzięki temu popołudnia i wieczory można przeznaczyć na inne obowiązki. Poza tym mam dużo szczęścia – przełożeni doskonale rozumieją moją pasję i mocno mnie w niej wspierają.

Newsletter AQUA SPEED

Pływanie długodystansowe tylko dla profesjonalistów?

Czy macie przeszłość sportową, pływacką? Jeśli tak, to jaką? Czy to był warunek udziału w tym projekcie?

Ewa: Nie mam absolutnie żadnej przeszłości sportowej, wręcz do 40. roku życia byłam osobą prowadzącą siedzący tryb życia. Okazuje się, że w każdym wieku można zmienić swoje życie, nawyki, aktywność fizyczną i czerpać z tego radość. 

Wojtek: Nie mam przeszłości pływackiej ani sportowej, pomijając treningi karate przez kilka lat, dwa razy w tygodniu po dwie godziny czy zajęcia SKS. Przez wiele lat uczęszczałem do szkoły muzycznej, w której nauczyłem się przede wszystkim zarządzania swoim czasem, a to jest bardzo przydatna umiejętność.

Grzesiek: Nie mam sportowej przeszłości pływackiej. Jako dzieciak nauczyłem się dość przyzwoicie pływać, natomiast nigdy nie doszedłem do etapu treningu sportowego. Pełnoprawny trening zacząłem już jako dorosły. Kilkanaście lat trenowałem sztuki walki, także kontakt z aktywnością fizyczną miałem praktycznie bez przerwy – od dziecka aż do końca studiów. Potem się trochę rozleniwiłem, aż do odkrycia open water kilka lat temu.

Aśka: Pływam od 9. roku życia, ale jestem niespełnioną pływaczką, ponieważ kiedy zaczynały się sukcesy, zaczęły się również problemy ze zdrowiem i musiałam odpuścić wyczyn. Stąd pływanie to moja wielka niespełniona miłość. Choć nie da się ukryć, że trochę trofeów zgromadziłam przez te 30 lat – też na poziomie akademickim i w pływaniu masters. Wszystko to jednak były krótkie, sprinterskie dystanse. Długie kilometry są w moim życiu od jakichś trzech lat dopiero i… ciągle mam niedosyt.  

Przeszłość sportowa nie była warunkiem udziału w projekcie „Wpław na Gotlandię”. 

Pływanie, jako aktywność dla każdego?

Dlaczego pływacie teraz – jako dojrzali ludzie? Dlaczego podejmujecie się takiego wyzwania?

Grzesiek: Pływam przede wszystkim dlatego, że to lubię. Pływanie mnie rozluźnia, odstresowuje. Sprawia, że codzienne obowiązki wydają się lżejsze.

Wyzwania podejmuję się z czystej ciekawości. Jestem ciekaw, jak to jest spędzić kilka dni na łodzi, jak to jest pływać tak głęboko na otwartym morzu, Ciekawi mnie, jak będę się czuł i czy to jest granica moich możliwości, czy może stać mnie jeszcze na coś więcej. Poza tym myślę, że to może być przygoda, którą będę wspominał do końca życia.

Wojtek: Najpiękniejsze w tym, co robię, jest to, że jako młody człowiek takich planów w ogóle nie miałem. Nie wiedziałem zresztą, że można pływać wiele kilometrów – i to stylem dowolnym, a nie tylko odkrytą „dyrektorską” żabką. Pływanie w wodach otwartych to dyscyplina sportu, w której się zakochałem po 35. roku życia i na razie trudno mi się odkochać, bo takie długodystansowe pływanie to bardzo wdzięczny i mało kontuzjogenny sport.

Podejmuję się tego wyzwania z kilku powodów. Po pierwsze, jakkolwiek to banalnie zabrzmi, mam dwie ręce i dwie nogi, sprawne ciało i umysł oraz wiele godzin spędzonych na basenie, które pozwoliły mi uwierzyć w siebie. Po drugie, znalazłem się w grupie bardzo dobrych pływaków i traktuję to jako przywilej, że mogę z nimi podjąć się tego zadania. Po trzecie, liczę na to, że będzie to prawdopodobnie jedna z najciekawszych przygód w moim życiu.

Aśka: Poniekąd odpowiedziałam wcześniej na to pytanie. Jako niespełniona pływaczka ciągle mam głód wodnych wrażeń. To także cudownie zdrowa forma ruchu. Unosząc się na wodzie, można się poczuć jak astronauta. Grawitacji nie ma. Po prostu latasz. W wodzie jesteś tylko ty. Telefon i wszystkie sprawy zostawiasz na lądzie. Po treningu, doładowana endorfinami, widzę świat zupełnie inaczej. Wstępują we mnie nowe siły – fizyczne i psychiczne.

Urzeczywistniamy z Wojtkiem to wyzwanie. Serduszko mocniej nam zabiło, kiedy wymyśliliśmy trasę na rodzimych wodach, której nikt się jeszcze nie podjął. Czujemy niesamowitą ekscytację, ale też mamy świadomość wyzwania logistycznego. Chcemy się z tym zmierzyć.

Ewa: Kilka lat temu w ciągu zaledwie paru sekund zdecydowałam się, że pójdę na pływalnię. Taki nagły przebłysk. I tak już zostało [uśmiech]. Na tym etapie życia robię to, co sprawia mi przyjemność – i tym czymś jest m.in. pływanie. Postawiony cel ułatwia przetrwać trudne dni, które chyba każdemu się zdarzają. Czasem w środku zimy, budząc się o 5 rano, kiedy całe miasto śpi, mam ochotę odpuścić trening. I wtedy wspólny cel pomaga się przełamać.

Podjęcie wyzwania długodystansowego open water to dla mnie kwintesencja tego, co lubię w pływaniu najbardziej – kontakt z naturą oraz długie, ale nie wyczerpująco szybkie pływanie. Na pewno wyzwaniem dla mnie będzie pływanie nocą i bardzo się cieszę, że dane mi będzie tego spróbować.

Open water czy basen?

Czym różni się pływanie na wodach otwartych od tego basenowego i dlaczego nie wszystkich można do niego przekonać?

Grzesiek: Różnic mamy wiele i – co ciekawe – dla jednych są one zachętą, a dla innych przeszkodą w rozpoczęciu zabawy z pływaniem na wodach otwartych. W otwartych akwenach mamy do czynienia z naturalnymi warunkami atmosferycznymi, takimi jak wiatr, fale, prądy morskie i zmienna temperatura wody. Wprowadza to dodatkowe wyzwania dla pływaków. Ponadto w otwartych wodach nie mamy linii dna czy ścian basenu. Polegamy na oznaczeniach naturalnych, takich jak brzegi, krajobrazy czy boje.

Myślę, że największą przeszkodą w rozpoczęciu pływania na wodach otwartych jest aspekt psychologiczny. Niektórzy, nawet bardzo doświadczeni pływacy, czują się niepewnie w otwartych wodach ze względu na brak widoczności dna czy inne bardziej lub mniej prawdziwe niebezpieczeństwa.

Ewa: Pływanie open water to przede wszystkim bliski kontakt z naturą, otwarty umysł i wolność. Nigdy nie ma dwóch takich samych treningów na wodach otwartych. Za każdym razem przeżywamy coś nowego – inna temperatura wody, fale, słońce, deszcz. To wszystko sprawia, że każde wypłynięcie jest jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne. Pływanie basenowe tego nie zapewni.

Myślę, że największą przeszkodą może być obawa przed nieznanym, czyli np. tym, że nie widzę dna albo nie wiem, jak głęboki jest dany akwen wodny.

Wojtek: Wydaje mi się, że jako społeczeństwo mamy ogromny bagaż w postaci różnych opowieści i relacji naszych znajomych, a także informacji w prasie, radiu, telewizji i intrenecie związanych z tragediami utonięć. Jednocześnie poziom umiejętności pływackich Polaków – mówiąc wprost – jest bardzo słaby. Stąd naturalny respekt, który mamy przed wodami otwartymi, może zamienić się w lęk, daleki od zdrowego, analitycznego myślenia. W ten sposób interpretuję niechęć lub strach wielu osób do pływania w wodach otwartych.

Ja też nie czuję się komfortowo, kiedy jakieś zielsko owija się wokół mojego ciała, różne prądy ciepłe i zimne na zmianę pobudzają moje receptory czuciowe, dno, na którym stoję, jest zbyt muliste i mnie wciąga, bądź gdy poczuję skurcz w nodze. Ważne jest, aby zachować wszystkie zasady bezpieczeństwa, czyli obowiązkowa boja plus towarzystwo innych pływaków, a wtenczas pływanie na wodach otwartych, blisko natury staje się prawdziwą przyjemnością.

Aśka: Pływanie w wodach otwartych jest niedoceniane wśród pływaków głównie z powodu strachu przed nieznanym. Woda nie jest przezroczysta. Nie ma lin torowych, linii na dnie pływalni. Trzeba nawigować, aby płynąć prosto (no chyba, że zwiedzamy). Im większa wyobraźnia tym więcej wodnych „potworów”, ale tego wszystkiego da się nauczyć. Przyzwyczajenie i oswojenie jest możliwe.

Wody otwarte dają niesamowite możliwości. Wokół przyroda… Nie ma ścian, czyli ograniczeń... Zachowując podstawowe środki ostrożności, stajemy się całkowicie niezależni, czyli też szczęśliwsi.

Dlaczego warto pływać open water?

A jeżeli mielibyście przekonać do pływania OW pływaków basenowych, to jak byście to zrobili? Jakich argumentów użyjecie?

Aśka: Pływałam wpław w większości akwenów na świecie przy okazji pielęgnowania innej pasji, jaką jest żeglarstwo. Ta umiejętność daje niesamowitą niezależność i radość, bo mogę wskoczyć do wody w dowolnym miejscu, które uznam (oczywiście subiektywnie) za bezpieczne dla siebie. Pływanie w wodach otwartych jest jak spacer po lesie, wspinaczka górska, rajd rowerowy. A przecież nie jesteśmy ograniczeni tylko do polskich jezior czy Morza Bałtyckiego. Ponad 70% powierzchni naszej planety to woda. I to jest dopiero wyzwanie [uśmiech]

Grzesiek: Argumentów mamy całe mnóstwo [uśmiech] Ja bym zaczął od przełamania rutyny basenowej. Na OW każdy trening może być inny – wystarczy zmienić trasę. Pomijając aspekty czysto sportowe, trening OW bardzo łatwo da się połączyć z innymi przyjemnymi aktywnościami, jak np. wspólne plażowanie z rodziną czy znajomymi.

Ewa: Pływanie open water daje poczucie wolności. Warto spróbować tego typu aktywności przy okazji pobytu nad wodą. Koniecznie trzeba zadbać o bezpieczeństwo – to z pewnością da ogromne poczucie komfortu i spokoju. A stąd już prosta droga do pokochania tego sportu.

Wojtek: Open water to pływanie w innej galaktyce! Roślinność, małe rybki, małe i większe fale, czasem prądy... Jednym słowem zewsząd otaczająca przyroda i zmienne warunki. Basen w porównaniu z wodami otwartymi to bezpieczna, ale trochę nudna przestrzeń. Warto się jednak odważyć i wypłynąć na szerokie wody!

Zawody AQUA SPEED open water

Wojtek Kostrzewa i recenzja okularków Vortex Mirror!

Mam twarz wyjątkowo „wybredną" na okularki pływackie. Mało które mi pasują. W ogóle dzielę okularki na kilka kategorii.

  • Pierwsza z nich to tzw. okularki „bardzo dobre" – bardzo dobrze wpuszczają wodę do środka i za żadne skarby nie chcą jej wypuścić.
  • Druga kategoria to okularki „żyletki"– ich długie noszenie bardzo mnie boli i mam wrażenie, jakby ich krawędzie nacinały bez znieczulenia skórę wokół oczu.
  • Jeszcze inna kategoria to okularki „zasysacze"– bolą po nich oczy. Mam wrażenie jakby za chwilę gałki oczne chciały się wydostać na zewnątrz, albo boli mnie po nich głowa z oczami, jak w trakcie migreny. 

Okularki Vortex należą do ostatniej kategorii — są to okularki „bezobjawowe". Miałem okazję pływać w nich na basenie i od razu się zaprzyjaźniliśmy, ale pływanie w nich na wodach otwartych to jest sztos! Mam wadę wzroku, a mimo to widzę w nich wszystko bardzo dobrze i wyraźnie. Jednym słowem widoczność plus milion! Kolory są bardziej intensywne niż naturalnie, a słońce za bardzo nie oślepia. Do tej pory mi nie parują (a używam ich już jakiś czas). Czuję się w nich bardzo komfortowo. Bardzo mi one pasują.

---

Rozmawiał: Maciej Mazerant / Redaktor prowadzący AQUA SPEED magazyn

Zdjęcia archiwum prywatne, dzięki uprzejmości: Wojtek Kostrzewa, Ewka Borys, Grzesiek Bednarczyk i Aśka Janicka

Zdjęcia: Unsplash

AQUA SPEED magazyn | czasopismo dla wszystkich kochających wodę
Pokaż więcej wpisów z Kwiecień 2024

Polecane

pixel