Jak pływać... open water!
Jeśli nigdy wcześniej nie pływałeś (-aś) w jeziorze, rzece czy morzu, musisz liczyć się z różnymi niebezpieczeństwami i bodźcami działającymi zarówno na Twoje ciało, jak i wyobraźnię. Przeczytaj poradnik przygotowany przez Martę Rother, która z mężem Markiem Rotherem przepłynęła Zatokę Gdańską! Sportowa zajawka, super zorganizowane akcje, mega przygoda to wyróżnia team ROTHERSI NADAL W FORMIE!
Jesteście pierwszym małżeństwem, które przepłynęło Zatokę Gdańską! Jak długo przygotowywaliście się do pokonania takiego dystansu?
Trenujemy przez cały rok na basenie. Podczas jednego treningu płyniemy około 3 km. Od czerwca zaczęliśmy pływać open water trochę dłuższe dystanse. Ja przepłynęłam raz 15 km i raz 10 km i kilkakrotnie 5 km. Marek miał mniej czasu na dłuższe wypływania, dlatego na jednym treningu przepłynął najwięcej 10 km. Ja jednak nie jestem tak systematyczna jak on [uśmiech] W ramach treningu wystartowaliśmy też dwukrotnie na zawodach AQUA SPEED Open Water Series. To całe nasze przygotowania.
Co musisz wiedzieć przed pierwszym wejściem na akwen otwarty?
Poznaj osiem ważnych punktów przygotowanych przez Martę, o których musisz wiedzieć planując przygodę open water!
- PŁYWAJ TYLKO TAM, GDZIE JEST TO DOZWOLONE.
- MUSISZ BYĆ WIDOCZNY(-A). Wskazane jest używanie bojki asekuracyjnej i czepka, najlepiej neonowego.
- NIGDY NIE PŁYWAJ SAM(-A)! Przynajmniej z brzegu niech ktoś Cię obserwuje. Pokora wobec żywiołu, jakim jest woda, odgrywa tu kluczową rolę. Pamiętaj też, że Twój organizm może różnie zareagować.
- LICZ SIĘ Z WIATREM I FALAMI. Będziesz musiał(-a) użyć więcej siły do pokonania fal albo wstrzymać oddech, gdy właśnie napływają na twarz.
- LICZ SIĘ Z PRĄDAMI WODNYMI. Brodząc w wodzie do kolan, można sobie z tym poradzić, ale gdy płyniesz, zwłaszcza w morzu, może Cię znieść z trasy bardzo daleko.
- LICZ SIĘ ZE SŁABĄ WIDOCZNOŚCIĄ NAD I POD WODĄ. Musisz nauczyć się nawi- gować, czyli co jakiś czas podnoś głowę i ustalaj kierunek na bojkę lub jakiś punkt na brzegu. Szarówka, mgła lub oślepiające słońce utrudniają nawigację. Musisz mieć czyste, niezaparowane okularki.
- PAMIĘTAJ, ŻE W ŚRODOWISKU WODNYM JESTEŚ GOŚCIEM. W każdym momencie o Twoje ciało mogą się ocierać rośliny wodne lub ryby, więc nie panikuj, gdy to się stanie.
- OSWÓJ SIĘ Z RÓŻNĄ PRZEJRZYSTOŚCIĄ I CZYSTOŚCIĄ WODY. Możesz czuć obrzydzenie, gdy widzisz glony, muł, pływające liście lub dziwny kolor. Sprawdź w sanepidzie lub upewnij się, że od dawna ludzie tu pływają i jest OK.
Wspólne przygotowania były ułatwieniem?
Mieliśmy wspólny cel RotHEL Baltic Challenge. Startujemy w tych samych zawodach (wspólny dojazd, nocleg itp.). Razem też, zwykle około 5:30 realizujemy trening. Szczególnie dla mnie wspólny trening jest ułatwieniem, bo samej jest mi o wiele trudniej zwlec się z łóżka o tej nieludzkiej porze. Podczas przygotowań do wyzwania, wiele treningów odbywaliśmy jednak oddzielnie. Ja moje pierwsze w życiu 15 km przepłynęłam w czasie gdy Marek był w pracy.
Wspólne trenowanie polega w naszym przypadku raczej na tym, że razem wychodzimy na basen czy wyjeżdżamy na akwen otwarty i tyle. Tempo pływania Marka jest dla mnie nie do utrzymania, więc trening robimy w swoich zakresach. Wspólnie żyjemy, wspólnie wyznaczamy sobie cele i ustalamy kalendarz startów. To jest na pewno duże ułatwienie logistyczne. Wspieramy się też i motywujemy podczas zawodów. Jednak sam wyścig i walkę w głowie podczas wyzwań, jak to ostatnie (RotHEL Baltic Challenge), każde z nas musi odbyć samodzielnie.
Co było najtrudniejsze w RotHEL Baltic Challenge?
Przepłynięcie Zatoki Gdańskiej było dla nas wielkim wyzwaniem ze względu na dystans, temperaturę wody, fale, chorobę morską Marka i brak możliwości stania i dotykania łodzi podczas karmienia. Do tego dnia, w którym przepłynęliśmy Zatokę, najdłuższym naszym dystansem przepłyniętym ciągiem w komfortowych, basenowych warunkach było 12 km (ja) i 15 km (Marek).
Temperatura wody w Bałtyku nie rozpieszcza, więc bardzo obawialiśmy się hipotermii. Jesteśmy pływakami zimowymi, dlatego woda o temperaturze 17 czy 18 stopni nie jest dla nas problemem, ale... zadawaliśmy sobie pytanie, czy 6 godzin w takiej wodzie nie wychłodzi naszych organizmów na tyle, żeby móc kontynuować płynięcie bez uszczerbku na zdrowiu? Mieliśmy dużo obaw, bo w takim wyzwaniu braliśmy udział pierwszy raz w życiu.
Kolejny problem to falowanie. Wiadomo, że w falach trzeba użyć więcej siły i traci się rytm pływania, ale jest jeszcze jeden problem nie do przeskoczenia — choroba morska. Ten czynnik okazał się podczas naszej przeprawy kluczowy.
Zaplanowaliśmy naszą przeprawę w taki sposób, żeby Marek mnie dogonił i ostatnie metry (czy nawet ostatni kilometr) przepłyniemy razem, wychodząc wspólnie na brzeg na Helu. Niestety nasze obawy się potwierdziły. Ja płynęłam cały czas spokojnym, równym tempem. Co jakiś czas mój support podawał, jak zmniejsza się dystans między mną i Markiem.
Najpierw gdy ja miałam już 4.7 km, Marek wszedł do wody (zgodnie z planem 1.5 h po mnie). Potem systematycznie odległość między nami się zmniejszała. Doszło jednak do sytuacji gdy Marek był za mną 1.2 km a ja do mety miałam już ok. 2 km. Niestety ta różnica odległości przez dłuższy czas się nie zmieniała. Załoga łodzi przekazała mi tylko, że Marek zwolnił. Okazało się jednak, że na 11 km dopadła go choroba morska ze wszystkimi najgorszymi objawami. Wymiotował do wody i płynął dalej, wymiotował i płynął i tak kilka razy. Jego organizm był wycieńczony i odwodniony. Nie chciał już nic jeść i pić.
Ja nie wiedząc o całej sytuacji starałam się zwolnić i kilkakrotnie po prostu się zatrzymywałam. Niestety to wiązało się z wychłodzeniem ciała. Zaczęłam się telepać więc zdecydowałam się poczekać na męża na brzegu. Dopłynął po 20 minutach więc gdyby nie choroba dogoniłby mnie zgodnie z założeniami. Gdy zobaczyłam jak wychodzi z wody, wiedziałam już co się stało.
Mieliśmy też obawy związane z pozycją ciała – wiele godzin w poziomie może spowodować różne bóle np. w odcinku lędźwiowym, z czym ja często się borykam. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Najtrudniejsza więc była walka Marka z przypadłością, której nie da się wytrenować. Środki farmakologiczne powodują senność, więc kompletnie nie nadają się dla sportowców. Rozmawiając z doświadczonymi ultra pływakami wiemy też, że nawet pływając często w morzu, człowiek nie jest w stanie się zaadoptować i pozbyć choroby morskiej.
Tak więc myśląc o kolejnych wspólnych celach, rozważamy raczej jeziora. Jeśli chodzi o mnie, zaskakujące jest to, że płynęło mi się świetnie i czuję nawet pewien niedosyt jeśli chodzi o dystans. Gdyby nie wychłodzenie spowodowane częstymi przerwami w oczekiwaniu na Marka i pewnie też zmęczeniem to byłabym w stanie przepłynąć w tamtych warunkach dużo więcej.
Podsumowując, jesteśmy pierwszym małżeństwem, które przepłynęło wpław Zatokę Gdańską. Każde z nas jednak oddzielnie przeżyło swoje emocje.
Zrobiliśmy coś dla nas nowego – nadal rozwijamy się sportowo. ROTHERSI NADAL W FORMIE.
Rozmawiał: Maciej Mazerant / Redaktor prowadzący AQUA SPEED magazyn
Foto: Marek Bądkowski (fotografie płynącego Marka) Ireneusz Kordylak (fotografie płynącej Marty) Aleksandra Bednarek (zdjęcia z mety/plaży) archiwum ROTHERSI NADAL W FORMIE.
Przeczytaj również wywiad z Markiem Rotherem pt. Zupełnie mnie to zaskoczyło! oraz poradnik Marty Rother pt. Jak zacząć pływać w zimnej wodzie